sobota, 1 marca 2014

Długie włosy a sport

Witam,

dzisiaj chciałabym poruszyć temat, który jest mi bardzo bliski - od kilku lat trenuję japońską sztukę walki - Aikido, sport na tyle specyficzny, że doskonale nadający się do tego posta :) Od razu mówię: nie uważam, że sport wyklucza długie włosy, ale faktycznie Aikido zaczynałam, mając włosy ledwo sięgające ucha. Obecnie sięgają one prawie do talii (prawie, prawie!) i są dość ważnym czynnikiem podczas treningów. W Aikido biegam, skaczę, wykonuję naprawdę szybkie ruchy, jestem rzucana, wyginana, obracana, odpychana - generalnie momentów, w których moja fryzura jest poddawana próbom, jest mnóstwo. Wielokrotnie osoba robiąca pad obok mnie przygniotła mi włosy, dostała fruwającymi pasmami w oczy, szarpnęła za nie... I tak dalej.



Metodą prób i błędów wraz z moją siostrą Neko (również trenującą) opracowałyśmy fryzurę, która daje najmniej okazji do wyrwania włosów. Koczek odpadł na początku - mam śliskie włosy, które wysuwały się z niego po krótkim czasie; warkocz również dość szybko został skreślony - kosmyki przy twarzy na skutek szybkich ruchów wysuwały się i czochrały, a sam warkocz od pocierania o grube, plecione kimono (takie lubię najbardziej i takie posiadam) wichrzył się niemiłosiernie; kucyk nosiłam dość chętnie, ale teraz moje włosy są na to za długie i fruwają po prostu wszędzie. Aktualnie związujemy z Neko nasze włosy w wysokiego kucyka i splatamy w warkocz. Taka fryzura daje szansę na zauważenie włosów (łatwiej dostrzec gruby warkocz niż fruwające pasemko z kucyka), nie rozlatuje się i jeszcze można nią przyłożyć przeciwnikowi! Rozwala się jednak dość szybko - warkocz się obciera - no i też lata, więc również możemy skończyć z głową przy macie, bo ktoś nam przydepnął warkocz. Niestety :( 
Kiedy ćwiczę w domu (robię jakieś małe kardio, rozciąganie i inne takie) robię to sama i zwykle mogę kontrolować swoje włosy - upinam je w kucyka, bo ryzyko, że sama je sobie przygniotę, jest minimalne.

Akurat wróciłam z obozu Aikido i muszę powiedzieć z przykrością, że moje włosy ( i skóra) dostały na nim solidnie w kość. Normalnie trenuję Aikido dwa razy w tygodniu i nie wywiera to większego efektu na włosy. Niestety, na obozie miałam około czterech treningów dziennie, z czego dwa lub trzy mocno wysiłkowe. Przed każdym treningiem musiałam moje szybko przetłuszczające się włosy rozczesać i spleść na nowo, a potem zafundować im półtorej godziny wysiłku (i hektolitrów potu), ocierania się o kimono, matę i innych ludzi. Następnie rozczesywałam włosy (muszę jakoś wyglądać poza matą), szłam na posiłek i zaczynałam zabawę od nowa - rozczesać, spleść, spocić się... W związku z tym jak drugiego dnia moim włosom zdarza się wyglądać akceptowalnie, tak na obozie drugi dzień był porażką...



Bardzo chciałam ograniczyć liczbę kosmetyków do włosów, które ze sobą na obóz zabiorę. Ostatecznie spakowałam jeden szampon z SLeS (Garnier, masło karite i olejek z awokado) na spółkę z Neko, trochę odżywki Isany (tej błękitnej) i odrobinę oleju kokosowego. Jak to się skończyło? Isana okazała się za lekka i solo nie dawała moim włosom właściwie nic. Jeden szampon, stosowany trzy razy pod rząd, znudził się moim włosom i spowodował ich zmęczenie i gorszą kondycję (oraz przyklap). Żeby było ciekawiej, raz źle związałam włosy na noc (w wysokiego koczka cienką gumką, która zmasakrowała mi końcówki). Porażka za porażką :) Ostatecznie włosy uratowałam dwoma kosmetykami, które kupiłam w miejscowej drogerii - pokażę je Wam przy okazji następnego postu, bo są warte uwagi.

Oczywiście byłoby łatwiej, gdybym zabrała trochę więcej kosmetyków ze sobą, po namyśle jednak - kiedy miałabym ich używać? Ledwie miałam czas, aby umyć włosy i nałożyć odżywkę - Neko potwierdzi. Olejowanie przed myciem (i tak udało mi się to raz zrobić, yay!), nakładanie masek itp. nie wchodziło w grę. Za to więcej nie zabieram ze sobą Isany - stosowana solo na dość zmęczone włosy jest za słaba, to już wiadomo. Muszę też zaopatrzyć się w stricte silikonowy zabezpieczacz na końcówki - myślę, że to ochroni włosy przed uszkodzeniami na macie.

Wspomniałam Wam też o skórze... Niestety, tygodniowe nierobienie z nią nic poza nakładaniem kremu nawilżającego, podkładu i zmywaniu tego mydłem Aleppo (w pośpiechu w dodatku) nie zrobiło jej dobrze. Gorsza dieta (słodycze, dodające energii między treningami) również dała jej w kość. Aktualnie dość rozpaczliwie staram się ją oczyścić :/ Nie wiem, czy w rozpaczy nie pobiegnę do kosmetyczki, bo też obiecuję coś takiego mojej buzi od dłuższego czasu.



Podsumowując, muszę przyznać, że niełatwo jest być kobietą piękną i trenującą :) Wymaga to wysiłku i opracowanych, wypróbowanych metod. Mimo to nie zrezygnuję ani z włosomaniactwa, ani z Aikido, bo obie te rzeczy uwielbiam. Ostatecznie zresztą udało mi się włosy doprowadzić do pionu dzięki małym zakupom w jeszcze mniejszej drogerii... ;)

A Wy? Trenujecie coś dosyć intensywnie? Macie takie problemy jak ja?

Pozdrawiam,
Ariadna.

4 komentarze:

  1. O jak ja to rozumiem! Podobne problemy rosły u mnie wraz z długością włosów (obecnie do talii;) Obecnie mogę nosić kucyk góra 2h, po tym czasie skóra głowy boli mnie niemiłosiernie :( Co prawda koczek zdawał egzamin jeśli najpierw zrobiłam kucyk i po zrobieniu ślimaczka zabezpieczałam 2 gumką (2 grube frotki), ale przy zbytnim skakaniu już się nie sprawdza. Obecnie praktykuje francuza - bardzo wygodna fryzura, przy buzi nic nie lata i trzyma się cały dzień ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam włosy do talii i trenuję bieganie. Długo nie mogłam znaleźć idealnej fryzury: koczek szybko się niszczył, od kucyka boli mnie głowa, a wysoki kucyk zapleciony w warkocz powodował,że przy podskokach uderzałąm sie nim w twarz, co nie było przyjemne. W końcu doszłam, że najlepiej trenuje się w francuzie lub niskim kucyku, który dodatkowo zaplatam w warkocz. Czasami, szczególnie gdy na siłowni ćwiczę ze sztangą, to warkocz wkładam za ramiączko stanika sportowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na moje włosy nie sprawdza się już żadna fryzura.. Jestem totalnie załamana :/ Moje włosy są grube i wysokoporowate i daleko im do śliskich włosów, a mimo to szybko uciekają z każdej fryzury. Najdłużej u mnie wytrzymuje warkocz dobierany wspomagany kilkoma gumkami na długości, a i tak szybko się rozwala..
    Anomalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, a może dwa warkocze związane razem na końcu? Moja koleżanka bardzo sobie chwali taką fryzurę, zawsze w niej ćwiczy :) rozumiem, że problemem jest sztywność włosów?

      Usuń