piątek, 14 marca 2014

Czego się obawiać?

Witam,

ostatnio byłam w raczej refleksyjnym nastroju i tknęło mnie to, jak wiele rzeczy, które teraz uznaję za absolutnie normalne w pielęgnacji włosów, kiedyś było dla mnie czymś absolutnie nie do przejścia, taką abstrakcją :) Postanowiłam zrobić listę takich rzeczy, bo wiem, że często wiele początkujących włosomaniaczek (czyli i ja) ma obawy przed metodami wyszperanymi w internecie.



Obawiałam się:

1. Olejowania. Nakładanie oleju na włosy wydawało mi się szaleństwem, szarlataństwem i nie wiem czym jeszcze. No bo, kurczę, tłuste, brudne włosy? I że niby szampon ma to domyć? Cóż, w końcu się przełamałam za sprawą mojej mamy, która podrzuciła mi olejek papryczkowy Green Pharmacy. Wprawdzie nie był on najlepszy, ale wtedy te 20 minut z tłustą głową pod czepkiem wydawało mi się okropnym wyrzeczeniem i największym prezentem, jaki mogłam swoim włosom zrobić. No cóż :)

2. Nierozczesywania na mokro. Mam proste włosy i takie rozczesywanie prawdopodobnie nie zrobiłoby im nic dobrego (włosy proste czesze się na suche, włosy kręcone wyłącznie na mokro, bardzo ostrożnie). Jednak... Wysuszenie włosów bez czesania wydawało mi się absolutnie niemożliwe. Przecież się poplączą, będą brzydkie, niewymodelowane... I pewnego dnia przyszła jedna prosta myśl: "Ariadna, ale ty nie modelujesz włosów. Rozczesujesz je normalnie, na prosto. To czego ci szkoda?" Po pierwszym razie stwierdziłam, że włosów wcale nie rozczesuje się trudniej i da się przeżyć uczesanie ich na sucho, po suszeniu.

3. Związywania włosów. Naprawdę, zawsze sypiałam z rozpuszczonymi. Związywane włosy, argumentowałam, traciły swój kształt i objętość. Przekonałam się do tego dopiero wtedy, gdy przy okazji choroby nie myłam włosów o dzień dłużej niż zwykle, jednocześnie nosząc włosy splecione w warkocza. Nieruszane, przetrwały o wiele dłużej świeże.

4. Braku czasu. Te wszystkie maski, odżywki, wydawały mi się okrutnie czasochłonne. Teraz już wiem, że to nieprawda, bo na pielęgnację włosów poświęcam dokładnie tyle samo czasu minus trzy minuty na nałożenie olejku przed myciem.

5. Długich włosów. Wydawało mi się, że ja nie powinnam takich mieć, bo nie są one zbyt piękne. Cóż, w dalszym ciągu nie są, ale podobają mi się długie i trudno.

6. Masy pieniędzy wydawanej na kosmetyki. No ok, to się zdarza ;) ale generalnie staram się nie mieć zbyt wiele mazideł do włosów: 2 szampony, 2 odżywki, maska (aktualnie nie mam żadnej!), ze 2 olejki, serum na końcówki. Mnoga liczba szamponów i odżywek jest spowodowana tylko tym, że potrzebuję zmieniać kosmetyki z każdym myciem, bo inaczej moje włosy się obrażają :(


A do czego w dalszym ciągu nie mogę się przekonać?

1. Henny. Zakupiłam już nawet bezbarwną Cassię od Khadi, ale boję się zielonkawego połysku na moich jasnych włosach :(

2. Suszenia naturalnie. Mam skłonności do chorób i ryzykowanie przeziębieniem tylko po to, żeby włosy sobie schły (i jeszcze mnie wkurzały) przez kilka godzin nie jest zbyt kuszące. Dlatego staram się je suszyć, przynajmniej te przy głowie. Niestety :/

3. Kremowania. Jakoś mnie to odrzuca :/

A Wy? Macie takie rzeczy, których nie tkniecie za nic w świecie? A może takie, bez których teraz nie wyobrażacie sobie życia, a kiedyś obawiałyście się ich niesamowicie?

Ariadna.

3 komentarze:

  1. Ja nadal nie mogę się przekonać do rozczesywania już suchych włosów, rozczesuję mokre ale bardzo ostrożnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja raczej nie mam takich rzeczy których nie spróbuję, chociaż kiedyś czytałam o nakładaniu majonezu na włosy i chyba to tylko to mnie odrzuca ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja rozczesuję włosy mokre ale tylko częściowo - z góry i końcówki. A co do wzmocnienia włosów polecam Klinikę HairMedica. Męczyłam się przez ostatnie pół roku z wypadaniem ale profesjonalni specjaliści podołali zadaniu :) I po pierwszej wizycie zauważyłam znaczną poprawę - moje włosy zyskały na objętości, mniej wypadały oraz stały się bardziej lśniące. POLECAM !

    OdpowiedzUsuń