sobota, 15 lutego 2014

Aktualizacja włosów

Witam,
jak zwykle moja regularność poszła w... odstawkę, ale też z aktualizacją miałam sporo problemów - kiedy udało mi się już spotkać z Przyjaciółką (tą od oleju kokosowego!) i poprosić ją o zdjęcia, trafił mi się pochmurny dzień (no i zanim pozałatwiałyśmy sprawy i wróciłyśmy do domu, troszkę minęło). W efekcie zdjęcia są, ale w sztucznym świetle :( chciałam je jednak zrobić ze względu na to, że próbuję teraz przyspieszyć troszkę porost (zaraz o tym napiszę) i zdjęcia będą przy tym przydatne.



Niestety, w tym miesiącu byłam aż dwa razy chora. Dzięki pielęgnacji, jaką wypracowałam sobie tuż po poprzedniej aktualizacji włosowej, miałam przez chwilę włosy w świetnym stanie, jednak zaraz potem zaczęłam sezon chorobowy i zwyczajnie nie miałam czasu na włosy :( Stąd poza odżywką i szamponem nie robiłam właściwie nic, co jednak już zmieniam!

Jeśli zaś o włosy chodzi, nie wiem, co się stało z ich długością. Jak na zdjęciu widać, są proste, a jednak końcówki coś psocą i się podwijają, sama nie wiem, włosy w pewnym momencie są delikatnie wygięte, widzicie to? Denerwuje mnie to, bo przez to się układają... Sami widzicie, jak. Najkrótsze i najbardziej skrajne pasma mają do tego prawo (są krótsze, bo to była kiedyś grzywka), ale reszta? Zaznaczam, że niczym włosów nie układałam, są takie, jak się same ułożyły. Niestety...


Kolor jest beznadziejnie przekłamany, ale to chyba widać - w niektórych miejscach jest pomarańczowy od światła sztucznego, w innych szary od cienia. W rzeczywistości włosy są bardziej miodowe, to taki zwykły blond. Spróbuję sprawdzić, jak wyjdą takie zdjęcia w świetle dziennym, na dworzu.


Jeśli zaś o przyspieszanie porostu chodzi, od 9 lutego stosuję taki mały zestaw przyspieszaczy: piję jeden kubek pokrzywy dziennie, wcieram w skórę Jantar i masuję skórę specjalnym masażerem (takim "pajączkiem") albo TT. Zobaczymy, czy będą jakieś efekty... Jantar będę wcierać przez 3 tygodnie, potem zrobię tygodniową przerwę, jak zaleca producent. Jeśli chodzi o pokrzywę, postaram się wytrzymać długo, ale nie sądzę, żebym dała radę z trzema miesiącami (nie cierpię pokrzywy w smaku...), więc zobaczymy :)

A Wy? Ścinacie, zapuszczacie?

Pozdrawiam,
Ariadna.

niedziela, 9 lutego 2014

Olejek arganowy.

Witam,
dzisiaj chciałabym Wam opisać jeden, bardzo specyficzny produkt. To będzie recenzja dość chaotyczna i zwariowana, ale nie zrażajcie się :)

Mowa o olejku arganowym firmy Bioélixire, produkcie, który kupiłam już jakiś czas temu (pokazywałam go Wam w TYM POŚCIE), ale długo nie mogłam wyrobić sobie o nim opinii. Prawda jest taka, że kupiłam go w celu zabezpieczania (wydaje mi się, że takie jest jego przeznaczenie, chociaż producent pisze o rozprowadzaniu olejku na całej długości włosów, to jednak w przypadku buteleczki 20ml nie wydaje mi się to dobrym pomysłem) i nie wymagałam od niego wiele. Ale jednak...




Zapach mi się ogromnie podoba. Jest słodkawy, nieco ciężki, ale piękny; kojarzy się z czymś orientalnym. Konsystencja jest typowo oleista (i chwała jej za to!), gęsta. Kolor - leciutko złocisty, niemal przezroczysty. 

Jeśli chodzi o opakowanie, ta malutka buteleczka mi się podoba (wykorzystam ją na pewno, jak tylko dotrę do końca tego olejku...), ale w kwestii dozowania jest niepraktyczna, tym bardziej, że trudno trafić z dobrą dawką kosmetyku. Niestety, otwór jest tak szeroki, jak korek, nie ma żadnego zabezpieczenia - to wyjątkowo nieprzewidywalna sprawa.

Kiedy nakładałam olejek na włosy na początku, wysuszał je. Nie robił tego jakoś wyjątkowo paskudnie, ale widać było lekki puch i zmęczenie; wystarczyły włosy minimalnie podniszczone, żeby to podkreślał. Nałożony w większej ilości kleił mi kosmyki w wyjątkowo nieestetyczny sposób, nałożony w mniejszej praktycznie nie działał. Zniszczenia były identyczne, potem podcięłam końcówki, ale jestem niemal pewna, że ten olejek nie przyczynił się do ich lepszego stanu. Niestety. Ostatnio zabrałam się za mocniejsze nawilżanie na zmianę z olejowaniem (maska z siemienia lub olej przy każdym myciu) i już tak wzmocnionych włosów serum nie zdołało wysuszyć. Ciekawa sprawa...





Podsumowując, serum Bioélixire nie zaszkodziło mi, ale też nie zachwyciło. Powodował większe puszenie się końcówek, ale nie takie nie do przeżycia. Ma dobre opinie NA WIZAŻU i mam koleżankę, która go lubi. Jeśli o mnie chodzi, następnym razem wypróbuję jedwab od GP.


W najbliższym czasie wrzucę aktualizację włosową (jeśli tylko jaka dobra dusza zrobi mi dobre zdjęcie!) i wtedy poopowiadam o zmianach w pielęgnacji. Od dzisiaj piję też pokrzywę (pochłonęłam już dwa średnie kubeczki, ale pewnie w tygodniu zmniejszę dawkę do jednego kubka dziennie), co jest dla mnie sporym poświęceniem dla włosów. Śmieszna sprawa, bo bardzo lubię zioła - dziurawca, rumianek, lipę czy miętę - ale pokrzywa mi zupełnie nie podchodzi. Niestety :( Wracam też do wcierania Jantaru po dwutygodniowej przerwie - liczę więc na porządny przyrost. Trzymajcie kciuki!

Pozdrawiam,
Ariadna.


poniedziałek, 3 lutego 2014

Genialne serum DIY (ściągnięte od Anwen i bumtarabum)

Witam,

dzisiaj nie mam wiele czasu (masa nauki, języki patrzą na mnie błagalnie z biurka, pokrzykując, że czas już wkuwać słówka), ale postanowiłam napisać Wam o czymś, co mnie ostatnio zachwyciło. Będąc ostatnio w Rossmannie, kupiłam buteleczkę z atomizerem "na coś", bez konkretnego pomysłu. Potem, w domu, poszukałam kilku pomysłów na jakiegoś rozpylacza, no i znalazłam, jak zawsze na blogu nieocenionej ANWEN , która z kolei otrzymała przepis chyba od bumtarabum. Anwen nazwała to olejowym serum dla leniwych, ale jak dla mnie jego aplikacja nie była zbyt łatwa :/ no i nie trzymałam się zbytnio przepisu. Ok, w ogóle nie trzymałam się przepisu.

U Anwen widzicie odmierzone proporcje (10ml oleju, 10ml wody, 10ml dowolnej odżywki). A ja?

Po prostu, radośnie decydując się na eksperymenty, wzięłam trochę (półtorej łyżeczki?) oleju kokosowego, rozpuściłam w ciepłej wodzie (pojęcia nie mam, ile jej było), wlałam trochę olejku Alterry papaja i migdał (dwie pompki, to pamiętam!) i sporo odżywki Isany niebieskiej. Całość zamieszałam, nałożyłam na włosy, odczekałam godzinę i zmyłam szamponem. Efekt? Niesamowity! Włosy były mięciusieńkie, delikatne, sypkie, lśniące - cudo. Mam raczej niezniszczone kłaki i zwykle nie widać u mnie spektakularnych efektów. Ten był absolutnie spektakularny.

Za drugim razem potrzymałam tę mieszankę przez noc, i dodałam dwie kropelki gliceryny. Tym razem nie było już aż takiego efektu wow, ale może włosy były po prostu już nawilżone, a może nie powinnam trzymać serum tak długo? Sprawdzę to jeszcze, ale na razie dam włosom odrobinę odpocząć. Moje kłaki nie lubią monotonii i muszę żonglować kuracjami jak szalona :( W każdym razie po drugim razie włosy były lśniące, gładkie i sypkie, ale już nie tak delikatne.

Jeśli więc macie ochotę na jakieś eksperymenty, to polecam :) jak widać, można coś fajnego ukręcić (a ta niepewność, kiedy usiłuje się powtórzyć własny przepis... Bezcenna) i otrzymać genialny efekt. W zimie mam ochotę na nawilżenie - okrutna pogoda w okropny sposób mnie wysusza, zwłaszcza twarz (raz miałam tak, że musiałam, niestety, w łazience szybko poprawić podkład, bo skóra wyglądała na tragicznie przesuszoną). Dlatego nawilżanie włosów wydaje mi się być dobrym pomysłem :)

 A Wy? Tworzycie czasem coś na chybił trafił, co okazuje się być świetną mieszanką?

Pozdrawiam,
Ariadna.

P.S. Aktualnie siedzę z maseczką z siemienia lnianego na włosach i twarzy - może i o siemieniu coś skrobnę? Wypróbuję jeszcze je ze dwa razy i napiszę, co o nim sądzę. A teraz biegnę się uczyć :)